Zamknij

Gorlickie zarazy - te epidemie dziesiątkowały miasto

20:14, 05.03.2023 Urszula Karasińska Aktualizacja: 20:15, 05.03.2023
Skomentuj

Gorlickie zarazy

Trzy lata temu, 4 marca 2020 roku zdiagnozowano w Polsce pierwszy przypadek koronawirusa, który zapoczątkował pandemię. Wszyscy pamiętamy takie obrazki z naszego codziennego życia. Ta pandemia pokazała nam, że epidemie to nie tylko pieśń przeszłości.

Były i takie nonsensy, jak zakaz wchodzenia do lasu.

Życie podczas pandemii było przygnębiające i smutne, tym bardziej cieszyły różne humorystyczne memy i kawały, które pojawiały się w sieci. Mnie rozbawił taki anons:

Zarazy dawniej

Czasowo, najbliższą nam i groźną chorobą, była ospa prawdziwa, na którą zachorowało w 1963 roku we Wrocławiu 99 osób. Przez kilka tygodni miasto było otoczone kordonem sanitarnym, całkowicie odcięte od reszty kraju. Zmarło 7 osób. Mimo przewidywań WHO, że epidemia potrwa 2 lata i zachoruje przynajmniej 2 tysiące osób, z czego 200 umrze, choroba wygasła po 25 dniach.

Dawniej całe kraje doświadczały życia podczas epidemii lub pandemii chorób zakaźnych, a należy pamiętać, że medycyna nie dysponowała żadnymi antybiotykami. Choroby z którymi się zmagano to dżuma, cholera, grypa hiszpanka, tyfus, szkarlatyna, czarna ospa, trąd, dur plamisty, gruźlica.

Jeśli sądzicie, że maseczki to wymysł ostatniej pandemii, to jesteście w błędzie. Symbolem walki z dżumą w XVI wieku stały się charakterystyczne maski z żółtym dziobem używane przez lekarzy. Strój składał się z dziobu wypełnionego ziołami lub wonnymi olejkami, kapeluszu oraz szat, wykonanych z marokańskiej koziej skóry. By ochrona była jeszcze skuteczniejsza, lekarze cały czas przeżuwali czosnek. Do nozdrzy i uszu wkładano gąbki nasiąknięte kadzidłem. Żeby od połączenia tych zapachów lekarz nie zemdlał, w dziobie przewidziano dwie dziury zapewniające wentylację. (ten tekst daj wtedy, gdy znajdziesz taką rycinę, są, ale nie wiem co z prawami autorskimi)

Z braku lekarzy, chorych leczyły przeważnie znachorki kurzym zielem, goryczką i liściami buczyny, wykadzały izby kamforą, kadzidłami i octem, a dla jej zapobieżenia domownikom dawały do picia cynamon i goździki na wódce.

Zarazy w Gorlicach

W Gorlicach też ludzie zapadali na te choroby i umierali. W latach 1709 -12 w naszych okolicach pojawiła się dżuma, która zabiła prawie wszystkich bieczan. Kiedy i w Gorlicach zaczęto umierać, właścicielce gorlickiego dworu przyśniło się, że zaraza ustanie, jeśli niewinne dziewczęta, które otrzymały na chrzcie świętym imię Matki Bożej, obejdą granicę parafii, błagając Boga o zmiłowanie i śpiewając pieśni ku czci Maryi. Tak się stało i zaraza ustąpiła. Na pamiątkę tego niezwykłego wydarzenia odbywa się corocznie procesja Maryjek podczas obchodów uroczystości Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny - 8 grudnia.

Maryjka, Genowefa Różanka.

Największe „żniwa” zbierała kostucha w czasie epidemii cholery, która prześladowała gorliczan w latach 1836, 1847, 1866, 1877. Epidemie trwały przez lato do późnej jesieni. Umierało codziennie 5 – 10 osób najczęściej młodych. Po atakach choroby populacja Gorlic i okolic zmniejszała się nawet o połowę.

Tuż po wybuchu I wojny światowej szerzyły się choroby, nie tylko wśród żołnierzy, ale i wśród mieszkańców Gorlic. Głodni, niedożywieni, zestresowani, bez dostępu do świeżej wody, lekarza czy leków, padali ofiarami chorób zakaźnych, a nawet umierali z głodu. W przypadku śmierci na zakaźną chorobę (dezynterię lub cholerę) dom, w którym mieszkał zmarły oznaczano czarnym krzyżem, a rodzinę kierowano do budynku „Sokoła” na kwarantannę. 29 września 1914 roku w szpitalu powszechnym w Gorlicach, zamienionym na lazaret, zmarło na dezynterię i cholerę 70 żołnierzy, w następnym miesiącu 80.

12 lipca 1915 roku wybuchła w naszym mieście epidemia ospy prawdziwej i cholery. Wtedy władze miejskie wydały szereg poleceń dla ludności np. pić tylko przegotowaną wodę, zachowanie czystości w obejściach, ustępach, w pobliżu studni.

Zmarłych nakazano owijać w prześcieradła nasączone pięcioprocentowym roztworem kwasu karbolowego, trumna musiała być cała pokryta parafiną lub smołą, a jej wieko uszczelnione. Dwa razy w tygodniu odbywała się w domach rewizja sanitarna. W przypadku nagłego zasłabnięcia lub nagłej śmierci należało zawiadamiać władze. Zakazano odpustów, na targu żywność należało przykrywać, zabroniono dotykać jej rękami. Kontrolą objęto też masarnie, piekarnie, szynki i karczmy. Udostępniono łaźnię dla ludności cywilnej, gdyż rzeka Ropa była mocno zanieczyszczona, a w niej dotychczas się myto.

W „Obozach jeńców” świadek tamtych dni, Jan Benisz zapisał:

"Po sprowadzeniu zarazy, władze wojskowe i polityczne zarządziły środki zaradcze, wszystkie ulice w mieście i doły wysypano białym wapnem. Białe ulice przy sterczących czarnych okopconych ruinach, uwidaczniały jeszcze wydatniej klęskę wojny.

Przygnębiające wrażenie czyniły na mieszkańcach białe postacie żołnierzy, przenoszących na noszach chorych na cholerę do pobliskiego szpitala na Zawodziu. Zmarłych, natychmiast po stwierdzeniu zgonu chowano w ogrodzie szpitalnym na tak zwanym „cmentarzu cholerycznym”. Patrzyli na tę klęskę mieszkańcy i tłumnie spieszyli pod ruiny kościoła, pod którymi modlili się, błagając Boga o odwrócenie zarazy moru”...

Kiedy przy ulicy Stróżowskiej zmarła kobieta chora na ospę, wprowadzono dodatkowe obostrzenia. Chorzy nie mogli chodzić do kościoła, a dzieci do szkoły.

W zasadzie najważniejszą rzeczą w tym czasie stała się izolacja chorych.

Rozpoczęto też szczepienia ochronne. Osobom, które nie przedstawiły zaświadczenia o szczepieniu odmawiano wydania kartek żywnościowych, nie wpuszczano ich na jarmarki i inne skupiska ludności (skąd to znamy?).

W Gorlicach w 1918 roku pojawiła się grypa hiszpanka. Zamknięto wtedy gorlickie gimnazjum (skąd to znamy?) .

Groźba zarazy nie ominęła też okresu międzywojennego. W domu przy ulicy Stróżowskiej pojawił się tyfus. Przyniósł go „Jaś z piórkami”, gorlicki król dziadów.

Opisał to wydarzenie Marian „Kuba” Boryczko w swoim pamiętniku:

Często przychodził na obiady do gosposi Chwastowiczów, Werki. Jadł uczciwie i z powagą.

I zdarzyło się – przyniósł skądś tyfus plamisty. Zaraziła się Werka. Oboje zabrano do szpitala. Przyjechała duża maszyna z parowym baniakiem, całą pościel i inności wyparzono. Nikt więcej nie zachorował. Gdzieś po miesiącu przyszedł Jaś w odwiedziny. Ale Werki już nie było. Po kilku dniach od zarażenia zmarła. Jaś przeżył.

 

 

(Urszula Karasińska)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(4)

UżytkownikUżytkownik

Naruszono regulamin portalu lub zgłoszono nadużycie. Komentarz został zablokowany przez administratora portalu.


reo

Eu panel Eu panel

1 4

A kogo to obchodzi ?
Napiszcie o czymś co dotyczy tego pie... Miasta jak tak to można ująć w ogóle
Tam nawet autobusy MZK jeżdżą jak chcą a kierowcy to ch...
Nie ma gdzie zjeść gofra, a pizzerie to jakieś kpiny
Obiady w tych barach są ochydne
Tylko Kaufland w czwartek i mięso 10 letnie to jest na topie
Żal i śmiech
To miasto śmierdzi trupem
Staruszki na rynku
I Ci pseudo rolnicy w Biedronkach
A zapomniałem o tych modelkach co do Rossmana i Hebe biegają
Żenada i tyle
Zacznijcie pisać o problemach
Ludzie chodzą jacyś smutni


Jestem tam rzadko na moje szczęście
21:17, 05.03.2023

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

FguFgu

5 2

Policja i prokuratura dziesiątkuje miasto od lat. Sędziowie prokuratorzy adwokaci i policjanci powinni być unicestwieni wraz z rodzinami. Czystka wszechczasów. Wszyscy do jednego doła i zasypać gruzem. 23:24, 05.03.2023

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

adam1 adam1

3 1

Nie możemy porównywać ostatniej pseudoplandemii do tego co dawniej dziesiatkowało ludność naszego miasta. Winni przekrętów i manipulacji z ostatnich trzech lat powinni zostać surowo ukarani. 17:38, 06.03.2023

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%