Zamknij

Zaślubiny to spektakl, który na długo zapadnie Wam w pamięci! [FOTO]

13:31, 21.11.2022 . Aktualizacja: 14:01, 21.11.2022
Skomentuj fot. Barbara Ćmiech / gorlice24.pl fot. Barbara Ćmiech / gorlice24.pl

Wczoraj (20 listopada) odbyła się premiera spektaklu Zaślubiny, przygotowanego przez aktorów ze wszystkich trzech grup teatralnych działających w Gorlickim Centrum Kultury. Sztuka została wystawiona w gościnnych progach gorlickiej szkoły muzycznej. Oprócz fotorelacji z tego niezwykłego przedstawienia mamy dla Was wyjątkową rozmowę z reżyserem Zaślubin – Tomaszem Tajakiem.

O czym są Zaślubiny?

Spektakl został przygotowany z wykorzystaniem monologów zawartych w antologii Spoon River, czyli na podstawie tomu wierszy, z którego pochodziły również teksty z przedstawienia Wzgórze Spoon River. To była nasza pierwsza sztuka, którą Grupa Otwarte Drzwi wystawiła z moim udziałem, i teraz – na nasz jubileusz – chciałem wrócić do tych ponadczasowych testów.

Dlaczego kolejny raz postanowiłeś wrócić do Spoon River?

Mamy listopad, więc to idealny czas, żeby „przyjrzeć się” zmarłym, a przez pryzmat monologów wykorzystanych w „Zaślubinach” możemy przyjrzeć się również samym sobie, swojemu życiu i dokonywanym wyborom.

Ma to swoją głębię i ogromny sens, to że to robimy teraz.

Pierwszy nasz spektakl na podstawie antologii Spoon River był dla wielu odbiorców mało czytelny, bo ludzie zwyczajnie byli przyczajeni do zabawy w teatrze. Myślę jednak, że przez ostatnie pięć lat pokazaliśmy mieszkańcom Gorlic nieco inny wymiar teatru.

Zaślubiny kojarzą się jednak bardzo pozytywnie…

Tak, tyle, że nasze małżeństwo nie ma ze sobą żadnej relacji. Nie ma między nimi interakcji, bo wszystko jest z przymusu. Małżonkowie zastygli w narzuconych rolach.

Zaślubiny to spektakl, który zmusza do przemyśleń. Pozwala z bezpiecznej pozycji zajrzeć do cudzego życia, wysłuchać opowieści i odnieść je do siebie.

Występują w nim ludzie, którzy już nie żyją, więc… nie jest wesoło i nie ma też tak być.

Ilu aktorów gra w sztuce?

Czterdziestu, ale są wśród nich dzieci, które mają nieme role. Ich udział jest jednak bardzo ważny, bo odgrywają konkretne historie.

Cudowne jest to, że małe dziewczynki, które pięć lat temu w sztuce Wzgórze Spoon River tylko przebiegały przez scenę w białych sukienkach, teraz są już nastolatkami i grają bardzo poważne role.

Pomimo tego, że spektakl składa się z monologów, to staraliśmy się połączyć je w tak plastyczny sposób, żeby stanowiły spójną historię, żeby każdy mówił o każdym. W sumie jest 32 teksty mówione przez 29 osób.

A jak długo trwały przygotowania do spektaklu?

Przygotowania trwały kilka tygodni i przyznaję, że trochę poszliśmy na żywioł. Nowe miejsce, aula szkoły muzycznej, była dla nas wyzwaniem, ale taki ekscytującym.

Twoje spektakle są znane z niezwykłej scenografii. Nie inaczej było i tym razem…

Mamy sytuację zaślubin, czyli jesteśmy na weselu, właściwie już w trakcie wesela. Rzecz dzieje się nad rzeką, są szuwary, zastawione stoły.

Sztuka jest statyczna, więc aktorzy praktycznie wcale się nie poruszają, ale „towarzyszy” im kilkaset elementów z porcelany i jedzenie – mam nadzieję, że ten obraz był przeżyciem estetycznym dla naszej publiczności.

Co reżyserowi daje największą radość?

Reakcje publiczności. Wiem, że są tacy, którzy czekają na nasze przedstawienia.

Ludzie, którzy na co dzień nie chodzą do teatru, ale podchodzą do nas po spektaklu – gratulują i dziękują.

Przytoczę historię, jedną z wielu.

Po Pastorałce zadzwoniła do mnie pani, która opowiedziała mi, że przez siedem lat nie odzywała się do swojego syna i synowej, ma trójkę wnuków i nie wyobraża sobie, że nie zdąży ich już na wigilię zaprosić. Dzięki naszej sztuce zrozumiała, że sama powinna zmienić tę sytuację. W kolejnym roku przyszła z rodziną na Betlejem Polskie.

Wystarczy jedna taka osoba z sali, żeby poczuć, że było warto.

A co masz w zanadrzu? Jaki będzie kolejny spektakl?

„Miasteczko bez marzeń” w wykonaniu dziecięcej grupy teatralnej. Nie chcę zdradzać zbyt wielu szczegółów, ale… będzie to wymyślone miasteczko, które mieści się w dolinie obok wulkanu, a w związku z tym, że wcześniej wulkan zalał całe miasteczko, to wszystko jest czerwone. I cały spektakl nie posiada innego koloru, tylko czerwony.

W miasteczku nie ma też innego zawodu niż pracze, którzy piorą… ludzkie marzenia. Są one bardzo skrajne, a królowa lubi tylko to, co czerwone.

Pewnego dnia do tej krainy przybywa młody, przystojny człowiek. Czego potrzebuje? Lawy wulkanicznej! Bo ma ona podobno jakieś uzdrawiające właściwości. Niestety królowa nie jest skora do współpracy. Jedyne czego jej brakuje, to żeby przyznać się przed samą przed sobą, że marzy o przyjacielu. No ale jak ma to zrobić, skoro wszystkim zakazuje marzyć.

I na koniec wróćmy jeszcze do Zaślubin. Wiesz, że jest sporo mieszkańców, którzy musieli… obejść się smakiem, bo zbrakło dla nich biletów. Kiedy znowu zagracie Zaślubiny?

Myślę, że będzie to dopiero wtedy, gdy budynek Gorlickiego Centrum Kultury zostanie otwarty po remoncie.

 

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

GosiaGosia

1 3

Faktycznie widowisko na wysokim poziomie artystycznym. 12:25, 23.11.2022

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo
0%