Zamknij

Łużna. Pomóżmy Agnieszce zebrać fundusze na leczenie!

07:26, 26.04.2020 Jarosław Rozpłochowski Aktualizacja: 08:54, 27.04.2020
Skomentuj

Wiele już razy mieszkańcy ziemi gorlickiej okazywali swoje gorące serca i bezinteresowne wsparcie dla potrzebujących. Promowane przez nas akcje charytatywne zawsze spotykały się z dużym zainteresowaniem czytelników. W takich sytuacjach liczy się każdy gest, nawet najdrobniejszy w postaci chociażby wpłaty jednej złotówki, ale przy efekcie skali uda się osiągnąć zamierzony cel. Dziś przedstawiamy historię mieszkanki Łużnej. 

Portal

gorlice24.pl

Napisał o tym

pierwszy

Mam na imię Agnieszka, pochodzę z Kalisza ale od kilku lat mieszkam w Łużnej (Małopolska). Mam kochanego męża i cudowną, prawie dwuletnią córeczkę Adę. Ciąża była niełatwym, ale pięknym czasem, również pierwszy rok życia naszej córeczki dał nam wiele radości, a potem nadszedł czas na mój powrót do pracy – we wrześniu zeszłego roku zaczęłam pracę w szkole podstawowej.

Wszelkie dolegliwości jakie się pojawiały, kładłam na karb nowej pracy i nocnego wstawania do dziecka. Jednak spadek kilku kilogramów masy ciała zasugerował mi, że musze to sprawdzić. Badania krwi były idealne, jednak to nie gwarantowało mojego zdrowia. Badanie USG w październiku wykazało 60 milimetrowego guza na wątrobie. Rezonans magnetyczny potwierdził wcześniejsze badanie. Nadzieję dawał wynik z badania tomografem komputerowym wykonanym w grudniu 2019 roku – chłoniak łatwo podatny na chemię. Biopsja wątroby wykonana w grudniu w Katowicach, miała to potwierdzić, jednak wynik, na który czekałam trzy tygodnie, nic nie potwierdził- po prostu był błędny. W międzyczasie dowiedzieliśmy się po prywatnej wizycie u chirurga w Katowicach, że guza nie można usunąć – jest nieoperacyjny, a wątroby nie można przeszczepić – „proszę wykonać biopsję i wówczas dobierzemy chemię”- zakomunikował profesor.

Wynik drugiej biopsji w lutym okazał się bardzo trudny do zaakceptowania: ogniska raka gruczołowego odpowiadające pierwotnemu nowotworowi dróg żółciowych -nieoperacyjny, niepoddający się chemii. Lekarze kazali czekać, aż guz zacznie uciskać przewody żółciowe i w takim wypadku poddać się zabiegowi ich poszerzania. Byłam osłabiona, nie mogłam jeść, bo każdy posiłek kończył się wymiotami; bardzo schudłam. Byłam na lekach przeciwbólowych, dzięki którym mogłam jako tako funkcjonować. Odbyłam kolejną konsultację w szpitalu klinicznym w Warszawie, z nadzieją, że tam poradzą sobie z moją chorobą – jednak przełom nie nastąpił.

Po powrocie z Warszawy szukając skutecznego leczenia skontaktowaliśmy się z Kliniką Radiologii i Medycyny Nuklearnej w Magdeburgu, chcąc ustalić szczegóły terapii metodą radioembolizacji. Dowiedzieliśmy się, że koszt takiej terapii to przynajmniej 150 000 złotych, więc zawahaliśmy się, bo to ogromna kwota.

Guz zaczął uciskać drogi żółciowe, ale próba ich udrożnienia w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Katowicach nie powiodła się, żółtaczka mechaniczna mogła się więc rozwijać. Tym razem, zaraz po powrocie ze szpitala poczułam się bardzo źle, ból był nie do zniesienia i na drugi dzień, w Wielką Sobotę, pojechałam do szpitala w Gorlicach z zamiarem przyjęcia na oddział paliatywny. Po dotarciu na miejsce, z uwagi na zalecenia dalszej konsultacji w Katowicach, lekarze zdecydowali skierować mnie na oddział chirurgii onkologicznej. Ucieszyłam się tym faktem – mam w końcu dla kogo żyć – chcę widzieć, jak moja córeczka dorasta, towarzyszyć jej w tym, spędzić jeszcze wiele lat u boku mojego męża, z moja rodziną i przyjaciółmi.

Na oddziale byłam odżywiana pozajelitowo, co jednak nie powstrzymało wymiotów.

W międzyczasie prof. Pech z Magdeburga zadeklarował chęć pomocy i udrożnienia przewodów żółciowych, gdyż poza Katowicami nie znał nikogo w Polsce, kto mógłby to zrobić.

Ze szpitala w Gorlicach przewieziono mnie do szpitala w Tarnowie, gdzie założyli mi dren, który ma odprowadzać żółć i obniżać bilirubinę, nie jest to jednak tak naprawdę rozwiązanie problemu. Obecnie stoję przed wyborem leczenia w Klinice Radiologii i Medycyny Nuklearnej w Magdeburgu w Niemczech lub nowoczesną metodą Nanoknife w jednym z dwóch ośrodków w Polsce. Wszystko zależy od możliwości zakwalifikowania mnie na dany rodzaj leczenia. Niestety wymienione wyżej metody są bardzo kosztowne i wynoszą wg. przesłanego kosztorysu z Niemiec ok. 150 000 złotych, natomiast w Polsce do 100 000 złotych.

Mimo trudności nie poddaję się, chcę żyć dalej w zdrowiu, wiem, że wielu przyjaciół mnie wspiera i są gotowi na każdą pomoc. Każda wpłata przybliża mnie do celu – do życia i zdrowia!

Agnieszka Cieślak-Kosińska

Jeśli chcesz pomóc Agnieszce kliknij TUTAJ - tu znajdziesz wszystkie szczegóły zbiórki

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(3)

ElżbietaElżbieta

15 3

Proszę o nr. Konta bankowego. 08:21, 26.04.2020

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo

GorliczaninGorliczanin

23 2

Bądzmy dobrej myśli.Jestem z Panią Pani Agnieszko. 10:02, 26.04.2020

Odpowiedzi:1
Odpowiedz

Aga Aga

6 0

Dziękuję wszystkim za wsparcie. Walczymy. 10:10, 27.04.2020


0%