Zamknij

Ponad tysiąc złotych i 10 punktów. W jednym z aut Jarosław Kaczyński!

14:00, 04.01.2022 D.W./WP
Skomentuj Archiwum DDWłocławek Fot. Michał Osiecki Archiwum DDWłocławek Fot. Michał Osiecki

Od początku 2022 roku kierowcy narzekają na nowe taryfikatory. O wysokości kar mógł przekonać się ostatnio szofer Jarosława Kaczyńskiego. Auto z prezesem PiS "na pokładzie" pędziło do kościoła na mszę.

Zaktualizowany taryfikator mandatów wszedł w życie z początkiem 2022 roku. Od teraz maksymalny mandat za przekroczenie prędkości wyniesie 2500 złotych. Nowe przepisy mają sprawić również, że kierujący będą szybciej gromadzić punkty karne. Podczas jednej kontroli limit punktów wyniesie 15, a nie jak w 2021 roku - 10. Punkty karne kasować się będą po dwóch latach, a nie po jednym. 

O drastycznych zmianach mógł ostatnio przekonać się sam Jarosław Kaczyński, a konkretniej jego kierowca. Takie informacje opublikowała Wirtualna Polska i Super Express.

- Jarosław Kaczyński wybrał się w sobotę 1 stycznia na mszę do kościoła św. Benona na warszawskim Nowym Mieście. Prezes PiS wyszedł z domu równo o godz. 11:48. Wsiadł do konwoju, który eskortował go do położonego o 4 km dalej kościoła. Msza rozpoczynała się o godz. 12, więc nie było czasu do stracenia. "SE" pisze, że jeszcze na Żoliborzu limuzyna prezesa PiS gnała 80 km/h jednopasmową jezdnią, nie zważając na pas dla rowerzystów i przejścia dla pieszych

- relacjonują dziennikarze WP.

Jak ustalił portal, auto z Kaczyńskim "na pokładzie" m.in. zignorowało też znak "stop", a kierowca eksportującego limuzynę nie przejął się także czerwonym światłem na jednym ze skrzyżowań.

Czy kierowcę spotkała kara?

Okazuje się, że nie, bo świadkiem zdarzenia nie była tym razem policja, a jedynie dziennikarze.

- Jak wyliczyli dziennikarze "SE", za przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym kierowca prezesa powinien otrzymać dwa mandaty po 400 zł i 4 pkt. karne. Za niezatrzymanie się na znaku "stop" kara wynosi 300 zł i 2 pkt. Drugi kierowca z kolei powinien otrzymać mandat w wysokości 500 zł i 6 pkt. karnych za zignorowanie czerwonego światła. Za brudne tablice rejestracyjne najprawdopodobniej zapłaciłby dodatkowo 100 zł - czytamy na portalu.

Incydent z udziałem samochodu Jarosława Kaczyńskiego to nie pierwsza, groźna sytuacja, w której brał udział prominentny polityk w kraju. W listopadzie ubiegłego roku prawo jazdy stracił Donald Tusk. Szef Platformy Obywatelskiej w województwie mazowieckim przekroczył prędkość o ponad 50 km/h.

(D.W./WP)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(2)

RR

8 2

Jakoś mnie to nie dziwi, że świadkami tylko byli dziennikarze.
W koncu coś trzeba napisać w Nowym roku.
A idąc dalej żyjemy w dobie telefonów i przy takiej jeździe nie ma opcji, aby ktoś życzliwy nie zgłosił takiej jazdy na policji.
Dziś wszędzie są monitoringi miejskie i gdziebyśmy jechali niezgodnie z prawem to napewno by nas zatrzymano.
I to ponoć na czerwonym świetle przejechał I nie zatrzymał się samochód na stopie. I jechał ponoć 80km/h
Szkoda, że to tylko słowa dziennikarzy nie poparte dowodami.
Świadkami czy zdjęciami z kamer, bo na skrzyżowaniach w wielkich miastach są zazwyczaj kamery monitoringu miejskiego czy kamery ludzi a nawet tych dziennikarze.
Przy takiej ponoć prędkości zauważyli brudne tablice.
Życzył jednak bym sobie twardych dowodów zanim coś będzie do przeczytania, bo słowo to za mało, bez dowodu. 17:05, 04.01.2022

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo

A czy to ważne...A czy to ważne...

5 2

Cytat: "Okazuje się, że nie, bo świadkiem zdarzenia nie była tym razem policja, a jedynie dziennikarze."
Czyn kierowcy należy potępić, ale to wie każdy. Ciekawa jest inna sprawa. Po pierwsze- skoro dziennikarze widzieli sytuacje zagrażającą ludzkiemu życiu, co w takim razie zrobili? Czemu nie podjęli jakiejkolwiek interwencji (spróbować zatrzymać pojazd, wezwać stosowny organ, w skrócie- cokolwiek)? W przypadku gdyby doszło do śmiertelnego wypadku- bezczynność sprawia, że i świadkowie (w tym wypadku dziennikarze) mają krew na rękach.
Po drugie- teraz pytanie, czysto hipotetyczne- skoro dziennikarze, mają materiały z powyższej sytuacji- co z nimi zrobią? Publikując je w mediach postąpią jak zwykłe sprzedajne świnie, dla których sensacja jest najważniejsza. Oddając je stosownym służbom zachowają się jak typowy "szeryf-janusz polskich dróg" (podj**ać na policję, bo takie mam widzi mi się)*.

*Zanim ktoś zarzuci mi podwójne standardy (no bo z jednej strony piszę o wezwaniu drogówki, z drugiej zaś piszę o donoszeniu), chcę zaznaczyć że w tym wypadku istotną cechą jest- czas. W powyższej sytuacji inaczej jest wezwać policję na interwencję bezpośrednio po wystąpieniu zdarzenia ("na gorącym uczynku" poniekąd), a inną jest wysłać materiały na komendę parę dni po zdarzeniu. 20:35, 04.01.2022

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%